środa, 26 marca 2014

Rozdział II



              


                Minęliśmy mnóstwo par drzwi, mknęliśmy wieloma korytarzami, w pośpiechu rozmyślając, czy zdążymy przed przedostaniem się wroga; na marne. 
W ostatniej chwili mały człowieczek w mojej głowie z plakietką ,,Mr.Rozum” zaczął na mnie krzyczeć.           Czy to nie zbyt oczywiste? Główny szyb wentylacyjny?
Każda cząstka mojego ciała mówiła mi, że to zwykła podpucha.
Teraz nie żałuje, że posłuchałam samej siebie. Moja grupa rozdzieliła się - jedna pobiegła w stronę wcześniej obranego celu, a nasza na drugi koniec kwatery - do bocznego szybu.
      Teraz stojąc przed kratami, za którymi słychać odgłosy osobnika znajdującego się w wentylacji, miałam ochotę wykrzyczeć dookoła, że moja intuicja jak zwykle mnie nie zawiodła.
      Moja grupa cały czas miała, tak jak ja, broń odbezpieczoną i przygotowaną na nieoczekiwane. Nagle krata została wybita, a z małego, kwadratowego przejścia wyłoniła się głowa. Natychmiast wszyscy podnieśliśmy broń i cienkie strumienie czerwonych laserów skierowały się w stronę wroga,
a ich końce w postaci pięciu kropeczek widniały na czole białowłosego przeciwnika.
 Krótkim spojrzeniem zlustrowałam jego twarz. Brwi uniesione w niedowierzeniu, duże fioletowe oczy, zgrabny, nos, blada cera i usta rozchylone szeroko. Na mojej twarzy przeniknął kpiący uśmieszek. Swój jakże bystry wzrok skierował na mnie. Jego usta powróciły do
 pierwotnego stanu i wydobyły z siebie ciche, zdesperowane westchnięcie. Potem, oznajmił mi jakże wysoko cenioną łacińską  sentencję…
          -Kurwa.- Zbluźnił pod nosem .
          -Naprawdę, w takim momencie wspominasz tę kobietę? – Z zaskoczeniem zauważyłam, że kpiąca wypowiedź wydobyła się właśnie z moich ust. Po chwili usłyszałam lekko rozbawiony głos jednego ze strażników.
           -Co z nim zrobimy?
          -Sądzę, że Ibiki odpowiednio się nim… Zaopiekuje. – Śmiech towarzyszy rozniósł się po korytarzu.
                                                                            *.*
         
        Gwałtownie otworzyłam oczy, gdy usłyszałam straszny wrzask cierpienia ze strony korytarza.
 Szybkim ruchem wstałam z łóżka, założyłam dresy i pierwszy z brzegu podkoszulek oraz
nie zwracając uwagę na włosy, które jak u lwa wystawały w każda możliwą stronę świata, wybiegłam na korytarz. Po drugiej stronie zauważyłam Naruto, który z równie przerażoną mimiką twarzy, co moja, wraz ze mną zaczął biec w stronę Sali przesłuchań.
       W miedze czasie słyszeliśmy jeszcze bardziej nas przytłaczających jęków bólu, które słyszeliśmy, co raz głośniej, zbliżając się do pomieszczenia, z którego wydobywały się niepokojące odgłosy.
Z wahaniem w oczach ledwo zatrzymaliśmy się przed odpowiednimi drzwiami i otworzyliśmy je w pośpiechu. Osłupieni widokiem zatrzymaliśmy się w futrynie drzwi.
       Przed nami, obok zniszczonego latami stołu, siedział wczorajszy chojrak, który wdarł się do naszej kwatery, a w rogu siedziała jakaś rudowłosa zapłakana dziewczyna.
       Ku naszemu zdziwieniu Keira trzymał za ramię białowłosego wroga za ramię i
przypalał jego przedramię rozżarzonym metalem. Be zastanowienia szybkim ruchem,
wytrąciłam mu z ręki metalowy kij i nie patrząc na jego twarz, spojrzałam przelotnie na poszkodowanego, w jakim jest stanie. Widząc, że cudem jeszcze nie zemdlał spojrzałam na zdenerwowanego całą sytuacją Uzumakiego. Jego sfrustrowana mina nie wróżyła niczego dobrego. Podbiegł do Keiry, złapał go za kołnierz i jak opętany zaczął krzyczeć.
         -Czy ciebie do reszty pogięło?! Przecież my nie załatwiamy  t a k i c h  rzeczy w  t a k i  sposób, co od zawsze powtarzałem! Co w ciebie do cholery wstąpiło?!-
Naruto wściekłym wzrokiem taksował zdumiałego Keirę.  Yumiro przeniósł zdziwione spojrzenie za mnie. Widząc mój karcący wzrok natychmiast schylił głowę, z
zakrywając swoje złote oczy kaskadą fioletowych włosów. Jego drobna i niepozorna postura z powrotem powróciła na ziemię, gdy Naruto go wreszcie puścił. Zaczęłam się zastanawiać.
Co ja mam zrobić? Co mam z nim zrobić?
Keira zawsze był pokorny i słuchał się moich rozkazów, więc wiem, że w przyszłości nie będzie z nim problemów. Nie mam innego wyboru, jak go po prostu ukarać. Westchnęłam i spuściłam wzrok. Nie lubię tego robić, nie chcę tego robić. Moje ciało zaczęło delikatnie drgać pod naporem niezdecydowania. Podchodziłam do Keiry niepewnym krokiem. Niespodziewanie zaczął się tłumaczyć.
        -Zrozum mnie, Sakura. Niby, co ja miałem zrobić? Nie miałem wyboru - musiałem to zrobić. Przecież to tylko nic nie warty wróg! – Spojrzałam mu z bólem w oczy, podniosłam prawą dłoń i zacisnęłam mocno powieki, a potem po pomieszczeniu rozniósł się głośny plask.
W tle usłyszałam głośny pisk dziewczyny wciąż skulonej w rogu. Moja ręka swobodnie zaczęła opadać wzdłuż mojego ciała.  Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam oczy.
    Spojrzałam z zatroskaniem na jego prawy, czerwony policzek. Poczułam jak w oczach
zbierają się łzy, więc szybko znów zacisnęłam powieki i pokręciłam mocno głowa, by
wyzbyć się łez. Po raz kolejny otworzyłam oczy i zacisnęłam pięści. Widziałam ten jego zszokowany wyraz twarzy, widziałam jak pokornie chyli głowę, widziałam jak zaciska mocno wargi.
      -Wróg, ale też człowiek. Nie mniej warty niż ty, Keira.- Mój głos drżał. Ostrożnie wzięłam kolejny głęboki wdech. Tak bliski mi przyjaciel, zawiódł mnie. Nie mogłam znieść tej myśli. By uwierzyć, musiałam powiedzieć to na głos.
      -Rozczarowałeś mnie.  Keira Yumiro, jesteś zawieszony w postaci żołnierza GRO na okres kolejnych dwóch tygodni. Oddaj mi swoją dłoń, masz godzinę, by bandażem zasłonić tatuaż liścia na lewym ramieniu. – Delikatnie uspokoiłam głos, siląc się na oficjalny ton. Jego głowa gwałtownie uniosła się do góry, a mina wyrażała czysty szok.
Zasłonić znak żołnierza GRO… Może za daleko się posunęłam?
Nie. On złamał ściśle obowiązującą regułę, która panuje od trzech pokoleń. Sięgnął dłonią do kabury i wyciągnął podstawową broń krótką „Deagle”. Oddał mi ja do rąk i bez słowa wyszedł. Schowałam broń i odwróciłam się plecami do smutnego Naruto.
       -Dobrze zrobiłaś. Nie moglibyśmy tym razem puścić tego płazem. – Naruto, mimo, że nie pałał do Keiry sympatią, to jednak był smutny.
       -Wiem. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy.- Usiadłam na jednym z krzeseł i spojrzałam Na Uzumakiego.
       -Wracaj do Hinaty, ja się tym zajmę. – Zapewniłam blondwłosego. Ten lekko się zarumienił i zawstydzony zaczął drapać się w charakterystyczny sposób po głowie.
     -Dzięki.- Burknął speszonym tonem pod nosem i szybkim krokiem wyszedł z pomieszczeni, trzaskając drzwiami. On naprawdę myślał, że ja nie wiem o jego związku z Hyuugą? Niech na następny raz pamięta, że przede mną się nic nie ukryje! Przypominając sobie, że ktoś prócz mnie jest w pokoju spojrzałam na ‘niespodziewanego gościa’.
     -Jak się nazywasz? – Skierowałam się w stronę przesłuchiwanego.
     -Hozuki Suigetsu.
      -To ramię zaraz ci ktoś opatrzy. – Zdziwionym spojrzeniem lustrował moją sylwetkę.
      -Dzięki- Mruknął pod nosem ledwie dosłyszalnym głosem. Przeniosłam spojrzenie na siedzącą w rogu kobietę. Moja lewa brew uniosła się do góry w geście zdziwienia.
      -Ruda, siadaj normalnie przy stole. – Powiedziałam znudzonym tonem, przypominając sobie, że przecież zostałam wyrwana ze spokojnego snu, a teraz muszę kogoś przesłuchiwać.
Kobieta szybkimi ruchami znalazła się koło Suigetsu i spojrzała na mnie niepewnym wzrokiem.
Teraz pod światłem żarówki mogłam dokładniej się jej przyjrzeć. Grzywka niesfornie opadająca na czoło, czerwone oczy, które zasłonięte są szkłami od okularów z brązową oprawą,
lekko opalona skóra. Ni to brzydkie, ni to ładne. – Pomyślałam z przekąsem.
       -Kim jesteś i co tu robisz?
       -Uzumaki Karin. Kiedy ten kretyn przeciskał się przez szyb wentylacyjny, to ja łamałam wszelkie wasze zabezpieczenia.- Ona? To coś było wstanie przechytrzyć Ten-Ten? Moja powieka zaczęła niekontrolowanie drgać z niedowierzania.
       -Wiedziałem! Ona nie dość, że jest zniesmaczona na twój widok, to jeszcze nie wierzy w twoje umiejętności! Już ją lubię!- Hozuki śmiał się bez opamiętania. Zdziwiona do granic możliwości,
nie wiedziałam nawet w tej chwili, co ja mam ze sobą zrobić. On naśmiewa się z własnej towarzyszki?
Lubi mnie? Dziwny jest, ale nie komentuję.
       -Kto was przysłał?- Spytałam bez ogródek. Nie wyglądają na groźnych, nie są specjalnie niebezpieczni. Przez myśl przeszło mi słynne powiedzenie. „Nigdy nie lekceważ przeciwnika”.
       -Spokojnie różowa, jesteśmy tu pokojowo.- Zignorowałam obelgę białowłosego, a wzrokiem niemal nakazywałam więcej informacji.
       -Naszą dwójkę wynajęła pewna organizacja, która chce współpracy z wami, a my jesteśmy tu po to, by was o tym poinformować. – Karin postanowiła przejąć pałeczkę i na spokojnie mi wszystko wyjaśnić.
       -A ta organizacja nazywa się..?
       -Akatsuki.

                                                                                            *.*

         Po długim kazaniu Madary myślałem, że mnie rozerwie. Nie możesz tego, tamtego, nie rób tego, bo tamto, a jak zrobisz to, to wypadasz. Moje ręce mocniej zacisnęły się na kierownicy.
Ten stary piernik nie będzie mi mówił, co mam robić. Ten niespełna rozumu człowiek chciał mi dać ochroniarzy! Myślałem, że mnie szlag trafi.
Sasuke Uchiha nie będzie chroniony przez jakiś marnych oprychów.
Ja pierdolę! Doszło do tego, że gadam o sobie w trzeciej osobie.
      Wjechałem do jednej z gorszych miejscowości, gdzie normalny człowiek się nie zaszywa. Wzrokiem miotałem ulicę. Opuszczone domy, pod niektórymi blokami narkomani i patologiczna młodzież. Kobiety są traktowane jak dziwki, kasa, jak życie, a życie jak nic nie wartą egzystencję.
     Skręciłem po raz kolejny i moim oczom ukazał się obrany prze mnie cel.
Zaparkowałem między ulicami, w cieniu, tak, by nikt go nie zauważył.
Wysiadając uderzył mnie mocny odór alkoholu i papierosów. Mimo, że tam jeszcze nie wszedłem to jeszcze przed barem było czuć nieprzyjemny dla moich nozdrzy zapach.
Spojrzałem na sporej budowy bramkarza i dałem mu do ręki parę nędznych groszy- bez słowa  wpuścił mnie do środka. Za sobą usłyszałem nieprzyjemny zgrzyt zamykanych drzwi. Stara, rock&roll’owa muzyka ucichła. Wszystkie pary oczu w pomieszczeniu skierowały się na mnie. Kobiety sprzedające swe ciała w tym obskurnym barze pożerały mnie wzrokiem, barman po pięćdziesiątce zaprzestał swoich czynności i przestraszonym wzrokiem wpatrywał się we mnie, a inni mężczyźni przypatrywali się mnie podejrzliwie. Stanowczym krokiem zmierzałem ku stoliku, który znajdował się w rogu, by światło żarówki tam ledwo dosięgało, gdzie znajdował się mój cel. Machnął mi jedną ręką dając znak, że mnie widzi i w spokoju mogę podejść.
         Usiadłem wygodnie naprzeciwko niego, patrząc mu prosto w oczy. Kątem oka zauważyłem uwalony stolik, niedopite piwo, i paczkę fajek z zapalniczką pod ręką znajomego.  Prawą ręką przeczesał swoje brązowe włosy, mruknął coś pod nosem i wziął do ręki paczkę papierosów.
Bez słowa dał mi jedną fajkę i odpalił mi ją. Wreszcie w spokoju mogłem rozkoszować się smakiem wybornej nikotyny. W tle znów rozbrzmiała muzyka, wesołe śmiechy pijaczynów i chichoty tutejszych dziwek. Mocno zaciągnąłem się dymem i wypuściłem go gęsto z ust. Spojrzałem w czarne oczy kumpla. Sam również zapalił i machną ręką do kelnerki, aby podała nam popielniczkę.
        Po chwili podeszła jakaś, na moje oko, ledwie pełnoletnia gówniara i zaczęła trzepotać rzęsami kładąc na stolik upragniony przedmiot. Niemal od razu poczułem nagły przypływ zapachu damskich perfum. Mój wzrok dłużej na niej nie spoczął, jednak mój towarzysz zawiesił chwilowo spojrzenie na jej przyduży dekolt i za krótką spódniczkę. Ku jego niezadowoleniu, szybko się odwróciła i odeszła w pośpiechu. Ruchem ręki pozbyłem się zbędnego popiołu. Mój informator patrzył na mnie wyczekująco. Westchnąłem zrezygnowany i z kieszeni wyciągnąłem dość spory rulonik pieniędzy spięty gumką recepturką. Rzuciłem prawie nie widocznie pieniądze na stół, które zgodnie z moim zamiarem poturlały się w jego kierunku. Szybkim ruchem dłoni zabrał je i spojrzeniem ocenił wartość kasy. Uśmiechnął się sam do siebie, zadowolony ze swojego klienta, – czyli mnie. Jest pewna cecha, którą bardzo w nim cenie.
     - Co chcesz wiedzieć, Sasuke? – Mówi do rzeczy i bezpośrednio.  Cały Kiba.
     -Doszły mnie słuchy, że masz nowe informacje o Gro, Inuzuka. – Dokładnie przyglądałem się jego mimice twarzy, która do odczytania, nie skromnie, była dla mnie banalna. Uśmiechnął się kpiąco i rzucił mi pełne rozbawienia spojrzenie.
    -Ptaszek już wszystko wyćwierkał, co?- Uśmiechnął się szelmowsko i z wyniosłym spojrzeniem oparł się o ścianę, będącej tuż na nim. Zmroziłem go wzrokiem, aby nie przesadzał w mojej obecności.
    - Spokojnie, po mnie nie miał już jak ćwierkać. – Uśmiechnąłem się wrednie, a zarazem krzepiąco do Kiby. W myślach przeszedł mi obraz ciała faceta z za długim językiem.
Moje usta wykrzywiły się triumfalnie mając pełną świadomość, że zgon tego debila był moją zasługą.
Zaciągnąłem się do końca papierosem i wypuszczając dym przez nos – ugasiłem do końca szluga i o brzeg popielniczki zgniotłem pet.
    - A co cię o Gro dokładniej interesuje? – Spytał Inuzuka lekko mrużąc oczy.
    - Przywódcy. – Z moich ust prawdopodobnie wydobyła się informacja zaskakująca. Czarnooki Uniósł brwi w zdziwieniu, nachylił się nad stolikiem i również ugasił papierosa. Spojrzał na mnie zaskoczony.
    -Wysoko mierzysz. – Chłopak lekko podenerwowany i zestresowany palcami lewej ręki wystukiwał dobrze znany mi nerwowy rytm, a prawą ręką chwycił za kufel piwa i dokończył alkohol.
    - Wiesz coś? – Spojrzałem na niego wyczekująco, a pod naporem mojego spojrzenia jego ciało w zaskakującym tempie zaczęło się szybciej pocić. Widziałem tę strużkę słonej wody płynącej po jego skroni. Chwycił za otwarty kołnierz swojej ciemnej koszuli i nieco go jeszcze poluźnił.
    - Coś tam zawsze wiem. – Burknął pod nosem z nerwowym chichotem. Zmarszczyłem brwi w geście podejrzeń, co do jego osoby. Wydawał się jakiś nieswój. Widząc moją minę zaczął mówić.
    - Oczywiście jest ich trzech. Dwóch mężczyzn i jedna kobieta. Wszyscy są tam zżyci. Zwłaszcza przywódcy. Mimo pozorów dziewczyna jest niebezpieczna i sprytna. Ponoć ma dziwny, charakterystyczny wygląd. – Inzuka rozglądała się na boki jakby bał się podsłuchu.
Kobieta, jako przywódca? Oni sobie żarty stroją? Kiba mówi, by jej nie lekceważyć…, Ale jakaś baba? Nie mieści się to w mojej głowie. Westchnąłem. Przeczesałem moje kruczo czarne włosy i znów zabrałem głos.
  - Wiesz coś bardziej konkretniejszego? – Spojrzałem na niego wyczekująco, a on przyglądał mi się z powątpieniem, jakby się wahał.
  - Ta kobieta…  Jej nazwisko, znaczy się wszyscy… chodzi o to, że mówią, że na nazwisko ma Haruno, ale nie mam pewności. – Wahał się jak cholera. Bał się czegoś. Strasznie nim targały emocje. Zmęczony przetarł dłonią twarz i spojrzał na mnie skonanym wzrokiem. Wyjął kolejnego szluga i znów zaczął palić.
  - Nie przesadzaj z nikotyną. Trzymaj się. – Mimo, że słowa na to nie wskazywały, mówiłem bez przejęcia i z chłodem. Wstałem od stołu, a on spojrzał na mnie z powątpieniem. Stresowo z szybkim tempem wypalił już większość papierosa. Prychnął i zaczął coś mruczeć pod nosem, co brzmiało mi coś jak sarkastycznie, powtarzające się Trzymaj się. Cień uśmiechu zawitał na mojej twarzy i bez zbędnych dopowiedzeń opuściłem lokal.

                                                                                           *.*

     Kofeina. Bogu dzięki za kofeinę! Z błoga miną siedziałam na krześle zachwycając się smakiem porannej kawy.  Nasz wspólny mały zakątek na czarny napój i chwilę odpoczynku od obowiązków był jednak dobrym pomysłem. Wzięłam kolejny łyk boskiej cieczy i wsłuchiwałam się w ciszę.
     Spokój, opanowanie. Rzadko te słowa widniały w moim słowniku, a jednak teraz niczym dziecko cieszyłam się ogólną, szczęśliwą chwila. Do moich nadwrażliwych uszu dobiegły tajemnicze
dźwięki z korytarza. Starając się ignorować natarczywe hałasy rozkoszowałam się momentem dziecinności. Nagle drzwi gwałtownie się otworzyły, a w nich zobaczyłam szeroko
uśmiechniętego Naruto, a obok niego - on, mój dawno nie widziany, zaufany przyjaciel.
     Nareszcie. Z pośpiechem odłożyłam kubek i z okrzykiem radości rzuciłam się w ramiona dobrego przyjaciela. Zachichotałam, kiedy mnie uniósł wysoko w górę i zakręcił dookoła. 
W końcu pod nogami poczułam ziemię i spojrzałam w jego czarne roześmiane oczy.
Z napływu radości, ucałowałam go mocno w policzek. Uzumaki głośno się zaśmiał, gdy zobaczył delikatne rumieńce na twarzy towarzysza.
    - Siemasz Sakura! – Wykrzyknął entuzjastycznie brązowowłosy.
    - Witaj z powrotem, Kiba!


Od Autorki:
Przepraszam, za tak długą nieobecność i za to, że wczoraj nie wstawiłam notki, ale brat ukradł mi wieczorem komputer. Ten rozdział był bardzo ważny w tym opowiadaniu np.: ze względu na nową postać: Keira Yumiro.
Nie mogłam notki pisać na siłę - musiałam czekać na przypływ weny i udało się :) Jestem zadowolona z rozwoju akcji, sądzę, że całkiem, całkiem wyszedł mi Sasuke w barze. To było bardzo ważne. Trudno było mi tylko napisać to mini przesłuchanie Suigetsu i Karin - nie wiem czemu. Mimo wszystko mam nadzieję, że wam się podoba i nie zawiedliście się na mnie :) Pozdrawiam... Karui-chan!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała Nikumu dla
Zaczarowanych Szablonów.